Przejdź do sekcji:

Życie na dwóch kontynentach Górny Śląsk – Kenia – Frankfurt nad Menem

Stefanie Zweig to postać, która łączy trzy światy: Górny Śląsk w Polsce, Kenię w Afryce i Frankfurt nad Menem w Niemczech. Jako dziennikarka i pisarka wykorzystała to w sposób zaiste oskarowy.

Górnośląskie korzenie

Stefanie Zweig urodziła się w 1932 roku w ówczesnym mieście Leobschütz, wówczas w niemieckiej części Górnego Śląska – obecnie to polskie miasto Głubczyce. Jej rodzice byli niemieckimi Żydami, kilka miesięcy wcześniej osiadłymi w Głubczycach, lecz pochodzącymi ze Śląska: ojciec Walther Zweig z Żor (niem. Sohrau) i matka Lotte z Wrocławia (niem. Breslau).

Ojciec Stefanie, Walther Zweig, urodził się w 5 września 1904 roku w ówczesnym niemieckim mieście Sohrau, które od 1922 roku leżało w granicach polskich i nosiło nazwę Żory. Rodzina Zweigów była tam znana i szanowana – o czym więcej poniżej.

Jako młodzieniec wyjechał na studia prawnicze: studiował najpierw w Heidelbergu, a następnie we Wrocławiu, gdzie poznał swą przyszłą żonę Lottę.

Lotte (Scharlotte Henriette) urodziła się 20 czerwca 1908 roku we Wrocławiu, w rodzinie Perls. Jej wcześnie owdowiała matka sama wychowywała trzy córki, z których Lotte była środkową.

Walther i Lotte wzięli ślub we Wrocławiu 24 grudnia 1931 roku. Jako że oboje młodzi pochodzili z rodzin żydowskich zapewne – choć tego nie wiemy dokładnie – ślub odbył się w którejś z wrocławskich synagog. Do dziś zachował się urzędowy akt ich ślubu.

Ciekawostką jest zapis, że jako miejsce urodzenia Walthera podana została niemiecka nazwa Sohrau (pol. Żory), a jako miejsce zamieszkania świadka ślubu, Maxa Zweiga (ojca Walthera), podane zostało: „Zory, Polnisch Oberschlesien” – gdyż było to już po podziale Górnego Śląska w 1922 r., w którego wyniku miasto to znalazło się po polskiej stronie granicy.

Młodzi państwo Zweig zamieszkali w mieście Głubczyce (niem. Leobschütz) na Górnym Śląsku, blisko granicy z Polską i blisko Żor, rodzinnego miasta Walthera. Tam Walther rozpoczął praktykę prawniczą, początkowo praktykując jako młody prawnik w kancelarii prawniczej Hugo Kammera mieszczącej się przy Klosterstrasse 31 (obecnie ul. Klasztorna), a wkrótce po jego nagłej śmierci, przejmując tę kancelarię. Prowadził ją przez kilka lat – dopóki było to możliwe… (do 1937 roku) – o czym więcej poniżej.

Młodzi państwo Zweig mieszkali w tym czasie przy Lindenstrasse 22 (obecnie ul. Kościuszki), gdzie wkrótce przyszło na świat ich pierwsze dziecko – dziewczynka.

Głubczyce

Głubczyce (niem. Leobschütz) były niewielkim miastem górnośląskim, ze średniowiecznym rodowodem, które w latach 30. XX w. liczyło około 13 000 mieszkańców. Urokowi miasta dodawał nietypowy rynek w kształcie ćwierci koła z imponującym ratuszem, zachowane mury i baszty obronne, uliczki i zabudowa starego miasta oraz ciekawe budowle sakralne.

W 1932 roku miastu temu został poświęcony numer popularnego na Górnym Śląsku, gliwickiego czasopisma „Oberschlesien im Bild”.

Jedną z ciekawostek miasta w tamtym czasie było współwystępowanie obok siebie – w bliskim sąsiedztwie – trzech miejsc różnych religii: kościoła katolickiego, kościoła ewangelickiego i żydowskiej synagogi. Walther Zweig zwrócił na to uwagę, zamieszkując w Głubczycach:

„Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy w Leobschütz, był fakt, że kościół katolicki, kościół ewangelicki i synagoga stoją obok siebie”.

Te trzy religie współistniały na Górnym Śląsku na przełomie XIX i XX w. zasadniczo na równych prawach i bez większych konfliktów. Żydzi niemieccy przez lata podlegali zjawiskom akulturacji i mocno wrośli w otaczającą ich społeczność. Czuli się pełnoprawnymi obywatelami różniącymi się od innych jedynie religią. Postrzegali siebie nie jako Żydów urodzonych na terenie Niemiec, lecz jako Niemców wyznania mojżeszowego. Zjawiska te prowadziły do upodobnienia stylu życia i działalności z pozostałymi mieszkańcami, a przy tym także do odchodzenia od tradycyjnej religijności.

Zapewne Walther Zweig także ulegał w tym czasie takim tendencjom – nie wiemy przy tym, czy uczęszczał w Głubczycach do synagogi. Jednak w jego rodzinie znajdujemy po latach wspomnienia o Żydach w Głubczycach: „Nieżydowscy znajomi są bardzo przyjaźni i pomocni, ale też dość powściągliwi. (…) Lubię miejscowych Żydów – większość z nich to naukowcy lub kupcy o wysokich dochodach. Niestety, ciągle rozmawiają o polityce”.

W takim mieście i w takim środowisku urodziła się Stefanie, córka Walthera i Lotte Zweigów.

Przyszła na świat 19 września 1932 roku w domu przy Lindenstrasse 22 (obecnie ul. Kościuszki) – co odnotowano w jej urzędowym akcie urodzenia (zachowanym do dzisiaj). Rodzice nadali jej imiona: Stefanie Regina.

Nietypowe dla rodzin żydowskich imię Stefanie być może było nadane w nawiązaniu do – jak sugerowała dalsza rodzina – popularnego w tym czasie austriackiego pisarza Stefana Zweiga (jednak nie spokrewnionego z nimi). Tak zostało to opisane: „Imię Stefanie? Nie pasuje do żydowskiej rodziny. Przynajmniej takiej, która mieszka w Niemczech. W Austrii może być inaczej. Jak widać od słynnego pisarza Stefana Zweiga. (…). Przynajmniej wybrałeś Reginę na drugie imię”.

Drugie imię Regina nawiązywało do nieżyjącej babci Stefanie, matki Walthera (o czym szerzej w żorskiej części opisu rodziny).

Żory

Walther Zweig, ojciec Stefanie, pochodził z miasta Żory (niem. Sohrau) będącego w tamtym czasie w granicach Niemiec (po podziale Górnego Śląska w 1922 roku, miasto znalazło się po polskiej stronie granicy).

Rodzina Zweigów osiedliła się w Żorach w XIX w.: Salo Zweig (dziadek Walthera, pochodzący z Olesna) przybył do Żor w 1865 roku i założył fabrykę likierów. Po kilkunastu latach, w 1878 roku został właścicielem najstarszego hotelu w Żorach „Unter Vier Linden” (Pod Czterema Lipami), stojącego przy rynku. Później został on nazwany „Zweig’s Hotel”. Salo Zweig był znany w mieście: przez 40 lat wchodził w skład rady miejskiej, a przed swą śmiercią w 1910 roku otrzymał tytuł honorowego obywatela miasta Żory.

Spośród sześciorga jego dzieci, najmłodszy Max (Maksymilian) przejął po ojcu prowadzenie hotelu. On także zasiadał przez wiele lat w radzie miejskiej, był także w zarządzie żorskiej gminy żydowskiej. Wraz ze swą żoną Reginą z domu Redlich mieli dwoje dzieci: Walthera – ojca Stefanie (ur. 1904) i Liesel (ur. 1907). 

Młody Walther Zweig naukę szkolną rozpoczął w Żorach, gdzie po szkole powszechnej uczęszczał do wyższej szkoły chłopięcej. Od 1918 roku nauki pobierał w gimnazjalnej Szkole Książęcej (Fürstenschule) w Pszczynie (niem. Pless), a od 1921 roku w gimnazjum państwowym (Staatliches Gymnasium) w Jeleniej Górze (niem. Hirschberg). Od 1923 studiował prawo na uniwersytetach we Wrocławiu (niem. Breslau) i w Heidelbergu, czego zwieńczeniem był tytuł doktora prawa uzyskany w 1928 roku na uniwersytecie we Wrocławiu. Został adwokatem i notariuszem, rozwijając swą praktykę prawniczą w Głubczycach (o czym więcej w części: Głubczyce).

Jednak często powracał do miasta swego dzieciństwa pomimo, że w 1922 roku, po podziale Górnego Śląska, znalazło się ono po polskiej stronie granicy. Uważał, że – jak ujął to w swej młodości – „W Żorach mieszkają tylko dobrzy ludzie”.

Przez całe późniejsze życie Walther często i z nostalgią wspominał Żory, nazywając miasto najczęściej jego niemiecką nazwą Sohrau, ale stosując również polską nazwę Żory.

Czy w Żorach Walther Zweig mógł myśleć o wyjeździe do Afryki? Zapewne nie przewidywał tego, ale… jego kolega po latach wspominał czasy szkolne: „W tym czasie byliśmy bardzo zajęci planowaniem emigracji do Afryki . Dziś zastanawiam się, dlaczego tylko dzieci mają dobre pomysły”.

Informacji o Afryce – głównie o niemieckich koloniach w Afryce – dostarczała mieszkańcom Żor miejscowa gazeta „Sohrauer Stadblatt” (Gazeta Żorska), a zwłaszcza jej dodatek „Illustriertes Sonntagsblatt” (Ilustrowana Gazeta Niedzielna), z którym z pewnością Walther Zweig stykał się w hotelu swego ojca.

W 1926 roku, gdy Walther miał 22 lata, niespodziewanie zmarła jego matka Regina. Zmarła w szpitalu w Gliwicach (niem. Gleiwitz) i w tym mieście została pochowana na tzw. nowym cmentarzu żydowskim. Znamienne jest, że ziemia z jej grobu – grobu matki – towarzyszyła Waltherowi przez wszystkie lata jego późniejszej emigracji… (o czym dokładniej poniżej).

Po osiedleniu się w Głubczycach Walther utrzymywał bliski kontakt ze swym rodzinnym miastem. Ogloszenie o urodzeniu córki Stefanie zamieścił w „Sohrauer Stadtblatt” (Gazeta Żorska), a później kilka razy odwiedził Żory i rodzinę, z małą Steffi.

Państwo Zweigowie przeprowadzali się w Głubczycach kilka razy, wynajmując mieszkania w różnych lokalizacjach: po adresie Lindenstrasse 22 (obecnie ul. Kościuszki), na krótko w latach 1934–1935(?) ich miejscem zamieszkania był Hohenzollernplatz 5 (obecnie pl. Zgody). Natomiast w 1935 roku zamieszkali w willi z ogrodem przy Asternweg 4 (obecnie ul. Kwiatowa), skąd pochodzi seria zdjęć małej Steffi. Zdjęcia te, jak i szereg późniejszych zdjęć rodzinnych, sugerują, że Walther już w tamtym czasie posiadał aparat fotograficzny i używał go – dzięki czemu do dzisiaj zachowała się dokumentacja ich codziennego rodzinnego życia.

 

W stanie niepewnym – jechać czy zostać?

Rok 1933 odmienił wszystko. Dojście Hitlera i nazistów do władzy stało się początkiem dyskryminacji i prześladowania Żydów w całych Niemczech. Większość Niemców z zadowoleniem przyjęła nowe władze i ich działania.

Przyjęte przez nazistowskie władze zadanie wyeliminowania ludności żydowskiej ze społeczeństwa niemieckiego realizowane było za pomocą środków administracyjnych i ekonomicznych, jak też poprzez stosowanie przemocy fizycznej. 1 kwietnia 1933 roku w całych Niemczech doszło do bojkotu żydowskich sklepów i przedsiębiorstw, a wkrótce także do usuwania Żydów z urzędów i administracji państwowej. 

Walther Zweig już w maju 1933 roku otrzymał, podobnie jak wiele innych osób, oficjalny zakaz wykonywania zawodu prawnika. Stanowczo odwoływał się od tego, powołując się na umowę o ochronie mniejszości na terenie Górnego Śląska, zgodnie z postanowieniami konwencji genewskiej z 1922 roku. Zgodnie z ustaleniami przyjętymi w Genewie, na poplebiscytowym obszarze Górnego Śląska obowiązywała przez 15 lat polsko-niemiecka konwencja z 15 maja 1922 roku, regulująca wzajemne stosunki ludności obu państw na tym terenie. Jednym z najważniejszych jej postanowień była gwarancja ochrony mniejszości narodowych, do których zaliczono także społeczność żydowską.

Powołując się na te postanowienia, Żydzi górnośląscy, wskutek tzw. petycji Bernheima, wywalczyli ochronę prawną dla siebie do czasu wygaśnięcia konwencji genewskiej, tj. do lipca 1937 roku. III Rzesza została zobowiązana przez Ligę Narodów do zaniechania działań skierowanych przeciwko Żydom. W okresie tym Górny Śląsk był jedyną częścią ówczesnych Niemiec, gdzie stosowanie ustaw rasistowskich było formalnie zakazane. Osłabiło to akcje antyżydowskie w tym regionie, lecz ich nie wyeliminowało.

Wskutek opisanych działań, Walther Zweig mógł w 1933 roku wrócić do pracy, aczkolwiek prowadzenie praktyki prawniczej i utrzymanie rodziny było coraz trudniejsze. Zmusiło to rodzinę Zweigów m.in. do opuszczenia domu z ogrodem przy Asternweg 4 (obecnie ul. Kwiatowa).

We wrześniu 1935 roku niemiecki parlament przyjął ustawy dotyczące narodowości i obywatelstwa, tzw. ustawy norymberskie. Na ich mocy Żydzi tracili prawo do obywatelstwa III Rzeszy, ochrony prawnej i własności. Zabroniono im m.in. pełnić służbę w urzędach państwowych, a na mocy ustawy o czystości krwi wprowadzono zakaz zawierania małżeństw między „Aryjczykami” i „nie-Aryjczykami”.

Na Górnym Śląsku w lipcu 1937 roku przestała obowiązywać konwencja o ochronie praw mniejszości narodowych. Oznaczało to rozciągnięcie wszystkich antysemickich ustaw wydanych po 1933 roku w III Rzeszy na obszar niemieckiego Górnego Śląska, w tym także tzw. ustaw norymberskich.

Wkrótce potem, w 1937 roku Walther Zweig został ostatecznie „skreślony” z listy prawników i pozbawiony możliwości wykonywania zawodu. W tym momencie natychmiast zdecydował się na emigrację.

Podcast
Wspomnienia z Głubczyc.

Fragment z książki Stefanie Zweig pt. „Nigdzie w Afryce.”

Tłumaczenie: Tomasz Dziedziczak

Czyta: Joanna Cyganek

Przez pięć lat życia w Głubczycach mocą młodości poddawali się złudnemu wyobrażeniu posiadania ojczyzny, która przecież dawno się ich wyrzekła. Czas bez trudu rozprawił się z ich marzeniami. W zachodnich Niemczech już od pierwszego kwietnia 1933 roku – bojkot żydowskich sklepów pokazał, jak beznadziejna czeka ich przyszłość.  Sędziów pozbawiono urzędu, profesorów przepędzono z uniwersytetów, adwokaci i lekarze stracili źródło utrzymania, kupcy swoje sklepy, a wszyscy Żydzi złudzenia, które mieli na początku, że ten koszmar nie potrwa długo. Wtedy jednak Żydzi z Górnego Śląska, dzięki konwencji genewskiej z 1922 roku, ocaleli od losu, którego nie potrafili zrozumieć. Walther - gdy zaczął swoją praktykę i otworzył kancelarię notarialną w Głubczycach, nie rozumiał, że nie uniknie losu wygnańca.

Mieszkańców Głubczyc pamiętał jako ludzi tolerancyjnych i przyjaźnie nastawionych. Mimo nagonki na Żydów rozpoczynającej się także na Górnym Śląsku, niektórzy z nich, a ich liczba w pamięci Walthera stale rosła, nie zrezygnowali z usług żydowskiego adwokata. Z dumą, która z perspektywy czasu wydawała się mu równie niewłaściwa, co zarozumiała, zaliczał się do wyjątków wśród innych przeklętych przez los.

W dniu, w którym konwencja genewska straciła ważność, Walther został skreślony z listy adwokatów.

Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Manfredem Bauerem.

Tekst ukazał się w publikacji pt. „Schule mit Courage – Rechtsextremismus als pädagogische Herausforderung / Szkoła z odwagą -  ekstremizm prawicowy jako wyzwanie edukacyjne“ Frankfurt/M, 2010 r.

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czytają: Tomasz Górecki, Joanna Cyganek

M. Bauer: Czy ma Pani jakieś wspomnienia z "nocy kryształowej" w listopadzie 1938 r., kiedy miała Pani sześć lat?

S. Zweig: Nie mam żadnych wspomnień z tego okresu, ponieważ moja rodzina wyemigrowała do Kenii. Ale tam o rozwoju sytuacji dowiadywaliśmy się z radia. Moi rodzice i krewni już wtedy nabrali przeświadczenia, a nawet pewności, że ich rodziny już nigdy się nie zobaczą, co budziło wielki niepokój. Koleżanka, która była świadkiem tych wydarzeń w Niemczech, obawiała się o swoje życie - do domów wrzucano ładunki zapalające, a okna nad łóżeczkiem jej małej kuzynki roztrzaskały się, zasypując twarz dziecka odłamkami szkła.

M. Bauer: Jakie były reakcje kościołów?

S. Zweig: W większości nie protestowano - ze strachu.

M. Bauer: A jak zmieniała się populacja w wyniku tych nasilających się pogromów?

S. Zweig: Gwałtowna zmiana nastąpiła już w 1933 r., a na dużą skalę w 35., kiedy to na mocy tak zwanych ustaw norymberskich małżeństwa między Żydami i nie-Żydami stały się nielegalne. Ponadto od 9 listopada 1938 r. narastała przemoc wobec Żydów, która na wsiach była jeszcze silniejsza aniżeli w dużych miastach. Za antysemityzmem kryła się przede wszystkim niechęć do Żydów i zawiść - powodziło im się stosunkowo dobrze. Nienawiść ta przerodziła się w metodyczne podżeganie i prześladowania.

Widząc, jak niebezpieczne staje się życie w Niemczech, wielu Żydów przygotowywało się do emigracji.

W latach 1933–1937 z narodowosocjalistycznych Niemiec wyjechało w sumie około 130 tys. Żydów, głównie do innych krajów Europy, do obu Ameryk, Palestyny, Afryki Południowej. Zwłaszcza po „Anschlussie” Austrii w marcu 1938 roku i po „nocy kryształowej” i listopadowym pogromie w 1938 roku cały świat stał się mapą desperackiego poszukiwania miejsca schronienia.

Emigracja nie była łatwa, a w wielu przypadkach niemożliwa: coraz trudniejsza była sytuacja finansowa rodzin żydowskich pozbawionych możliwości pracy i zarobkowania, coraz trudniej było o zgodę kraju docelowego na wjazd i o odpowiednie środki podróży, skomplikowane było również załatwienie właściwych dokumentów. Ponadto Żydów obowiązywał tzw. podatek od ucieczki z Rzeszy (niem. Reichsfluchtsteuer) – przy czym wpłata Reichsfluchtsteuer nie wiązała się z możliwością wywiezienia reszty majątku i dobytku. Dla wielu osób przeszkody te były nie do pokonania.

Wraz ze wzrostem liczby żydowskich uchodźców coraz trudniej było znaleźć kraj docelowy, gdyż kolejne państwa ograniczały liczby przyjmowanych uchodźców bądź całkowicie zamykały przed nimi granice. W wyniku tych uwarunkowań i ostatecznie w wyniku samej wojny wielu niemieckich Żydównie było w stanie dotrzeć w bezpieczne miejsce. Zdecydowana większość została zmuszona do pozostania w Europie, ze wszystkimi konsekwencjami, które z tym się później wiązały.

Po trudnej decyzji o emigracji Walther Zweig działał szybko. Zakończył wszystkie sprawy w Głubczycach i – licząc każdego feniga – rodzina wyjechała do Wrocławia. 7 listopada 1937 roku był ostatnim dniem ich pobytu w Głubczycach.

Walther i Lotte Zweigowie początkowo starali się o wyjazd do Montevideo (Urugwaj, Ameryka Południowa), ale to im się nie udało. Znajomy namówił Walthera na wyjazd do Kenii (Afryka), gdyż tamtejsze władze żądały tylko 50 funtów za pozwolenie na wjazd do kraju – była to najniższa kwota wjazdowa na świecie.

W pierwszych dniach stycznia 1938 roku Walther rozpoczął swą podróż emigracyjną. Wyjechał pierwszy sam, niepewny przyszłości, zostawiając żonę Lottę i córkę Stefanie, by później ściągnąć je do siebie. Wyjechał z Wrocławia pociągiem do Genui, a stamtąd statkiem Ussukuma do Mombasy w Kenii. Do Kenii przybył 30 stycznia 1938 roku i wkrótce dotarł do stolicy kraju, Nairobi.

Dzięki pomocy gminy żydowskiej w Nairobi, która pomagała uchodźcom z Niemiec, tzw. refugees, Walther szybko otrzymał pracę na farmie w Rongai. Gmina żydowska także pomogła mu finansowo w zorganizowaniu ucieczki z Niemiec – żony Lotte i małej, 5-letniej Stefanie, płacąc po 50 funtów za każdą osobę. 

Podcast
Z listu Walthera z Rongai do żony Lotte będącej we Wrocławiu, 4 lutego 1938 r.

Fragment z książki Stefanie Zweig pt. „Nigdzie w Afryce”.

Tłumaczenie: Tomasz Dziedziczak
Czyta: Tomasz Górecki

„…Musicie wyjechać tak szybko, jak to tylko możliwe. To zdanie jest absolutnie najważniejsze w całym moim liście.  Mimo że zachowałem się jak dureń, musisz mi teraz zaufać. Tak, Ty i ojciec mieliście rację, gdy nie chcieliście, żebym wyjeżdżał sam, i tak, wstydzę się teraz, że Was nie posłuchałem. Każdy dzień, który spędzasz z dzieckiem we Wrocławiu, jest stracony. Idź natychmiast do Karla Silbermanna. On ma największe doświadczenie w kwestiach emigracji – zaprowadzi Cię do człowieka z biura podróży, który traktował mnie przyzwoicie. On Ci powie, jak możesz najprędzej załatwić bilety na statek, obojętne jaki i obojętnie jak długo będzie płynął. Jeśli to możliwe, wykup miejsca w kabinie trzyosobowej. Wiem, że nie jest to miłe, ale za to o wiele tańsze od drugiej klasy, a my potrzebujemy każdego feniga. Najważniejsze, żebyście się znalazły na statku i na morzu. Wtedy w końcu wszyscy będziemy mogli spać spokojnie”.

„Wioska Rongai leży mniej więcej tysiąc metrów nad poziomem morza, ale jest tu naprawdę gorąco, za dnia. Za to wieczory są bardzo zimne (zabierz więc jakieś wełniane rzeczy). Na farmie rośnie przede wszystkim kukurydza, ale jeszcze nie odkryłem, co mógłbym z nią robić. Poza tym mamy pięćset krów i tyle samo kur. Zatem o mleko, masło i jajka nie musimy się więc martwić. Pamiętaj, żebyś wzięła przepis na chleb”.

„Z nasion róży rzeczywiście bardzo bym się ucieszył. Wtedy na tym przeklętym przez Boga kawałku ziemi kwitłyby takie same kwiaty jak przed naszym domem. Może Liesel mogłaby mi też przesłać przepis na kiszoną kapustę. Słyszałem, że kapusta by się tu przyjęła.”

Udało się! Późną wiosną 1938 roku Lotte i Steffi wypłynęły z Hamburga statkiem Adolph Woermann niemieckich linii Deutsche Afrika Linien. Dopiero będąc na pokładzie statku, mogły poczuć się bezpiecznie, bo – jak pisał w liście Walther – „Kto by pomyślał, że wyjazd z ojczyzny będzie sprawą tak wielkiej wagi. (…) Dzisiaj oboje wiemy, że najważniejsze to wyjść z tego cało”.

Starania ucieczki pozostałej części rodziny Zweigów nie powiodły się. W maju 1939 roku ojciec Walthera, Max Zweig, pisał z Żor, z polskiej części Górnego Śląska, prośbę do Londynu o możliwość wyjazdu do syna w Kenii (Kenia była w tamtym czasie kolonią brytyjską), jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Ostatecznie nie udało mu się wyjechać z Europy (poniżej informacje o jego późniejszym losie).

Wyjeżdżając w pośpiechu, częściowo w tajemnicy, wygnańcy musieli zostawić nie tylko swoich bliskich, ale wszystko, co do tej pory składało się na ich świat. Niewiele rzeczy mogli zabrać ze sobą: kilka walizek, kilka skrzyń…

Dopiero po wyjeździe z Niemiec, będąc w Genui, Walther poprosił listownie swoją siostrę Liesel z Żor, by przekazała wyjeżdżającej później żonie woreczek z ziemią z grobu ich matki, będącego w Gliwicach. W liście podkreślił, że chce mieć ze sobą choć „kawałek domu” [Ein Stück Heimat] – i że ma nadzieję, że dla Liesel wyjazd do Gliwic i pójście na cmentarz nie będą zbyt bolesne.

Udało się: woreczek z ziemią z grobu matki towarzyszył rodzinie Zweigów podczas ich emigracji i dalszych wędrówek.

W czerwcu Lotte i Stefanie dopłynęły do Mombasy, a niedługo później – po krótkim pobycie w stolicy Kenii, Nairobi – zamieszkały wraz z Waltherem na farmie w Rongai.

Gdzieś w Afryce – trudne początki

Kenia w opisywanym okresie była kolonią Wielkiej Brytanii. Do osiedlenia się w tym kraju wymagane były dokumenty wjazdowe i wniesiesie odpowiedniej opłaty. Choć – w porównaniu z innymi państwami – opłaty te były stosunkowo niskie, to jednak niewielu uchodźców dotarło do Kenii, bo tylko około 650 osób. Oprócz nieznanych, trudnych warunków życia i nieznajomości języka angielskiego, dodatkowym wyzwaniem była ich rola w społeczeństwie kolonialnym, gdzie panowała segregacja rasowa: należeli do białych, uprzywilejowanych wobec rdzennych mieszkańców Kenii, ale jednocześnie byli wypędzonymi uchodźcami i byli niezbyt pożądani, gdyż preferowani byli rzemieślnicy i specjaliści dziedzin technicznych, a uchodźcy z Niemiec reprezentowali zwykle inne zawody. Nie mogli być zatrudnieni przy prostych pracach, bo to nie było dopuszczalne dla białych, toteż najczęściej trafiali na farmy rolnicze, jako zarządcy gospodarstw. Przy czym większość uchodźców, w tym także adwokat i notariusz Walther Zweig, miało niewielkie doświadczenie rolnicze. Prawnik, który nagle został rolnikiem… Tak został wpisany do wykazów brytyjskich: rolnik – dawniej adwokat.

Waltherowi Zweigowi i jego rodzinie pomogła po przyjeździe do Kenii żydowska gmina wyznaniowa w Nairobi: to do niej trafił po przyjeździe, dzięki niej otrzymał pierwszą pracę na farmie w Rongai, a Lotte i Stefanie miały opłacony wjazd do kraju (po 50 funtów za każdą z nich).

Jednak, jeszcze przed przyjazdem Lotty Walther pisał do żony, by nie liczyła na to, że lokalni Żydzi zaproszą ich do swego towarzystwa: „Po pierwsze, istnieje ogromna przepaść pomiędzy dawno osiadłymi, bogatymi Żydami a nami, refugees, bez środków do życia. Po drugie, rodzina Rubensów [przewodniczącego gminy żydowskiej] mieszka w Nairobi, które od Rongai leży dalej niż Żory od Wrocławia”.

Żydzi w Kenii

Żydzi zaczęli osiedlać się w Kenii już na przełomie XIX i XX w. Choć nie była to liczna społeczność, w 1913 roku wybudowali w Nairobi pierwszą synagogę. Tworzyli niewielką gminę wyznaniową, w 1930 roku było to około 80 członków, mieszkających głównie w Nairobi. Początkowo była to jedyna zorganizowana gmina żydowska w Afryce Wschodniej (w 1941 roku utworzono oddzielną kongregację w mieście Nakuru, w okolicy którego żyło najwięcej żydowskich uchodźców z Niemiec). W latach 30.–40. XX w., w wyniku imigracji z Europy liczba Żydów w Kenii wzrosła do ok. 1200 osób. Gmina wyznaniowa pomagała w miarę możliwości żydowskim żołnierzom i uchodźcom oraz wspierała ich w zasymilowaniu się w tym nowym dla nich środowisku.

Życie na farmie w Rongai było całkowicie odmienne od tego, do czego przywykli pp. Zweigowie w Europie. Wyjechali z tętniącego życiem dużego miasta Wrocławia i osiedli w bardzo skromnych warunkach na biednej farmie w okolicach Rongai, około 200 kilometrów na północ od Nairobi, blisko równika, na płaskowyżu leżącym prawie 2 tys. metrów nad poziomem morza. Sama farma była oddalona od miasta Rongai i od innych osiedli – do kolejnej farmy było wiele kilometrów. Tam pracowali tylko za wyżywienie i dach nad głową, początkowo nie otrzymując żadnego wynagrodzenia. Dodać należy, że państwo Zweigowie nie mieli samochodu ani innych środków komunikacji, uzależnieni byli więc od osób przyjeżdżających do nich. Jedynym ich kontaktem ze światem było radio, które działało tylko wtedy, gdy akumulator był naładowany, gdyż nie mieli prądu.

Zanim przyjechała żona i córka, Walther pisał w liście: „Nie możesz sobie nawet wyobrazić, ile znaczy czyjaś wizyta na farmie. Człowiek czuje się jak umarły, którego wskrzesili do życia”.

A Lotte później wspominała, że w ciągu trzech miesięcy, które spędziła na farmie w Rongai, nie widziała nic oprócz domu, obory i lasu: „Żyliśmy tak całkowicie odizolowani od świata”. Trudno jej było odnaleźć się w miejscu tak różniącym się od rodzinnego, pełnego życia Wrocławia...

Przebywali tam przez rok, do września 1939 roku. Lotte i Walther z ogromnym trudem znosili te warunki życia, ciężką – nieznaną im wcześniej – pracę i częste napady depresji.

Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Arndt Wittenberg w Bayerischer Rundfunk, 2008 r.

Das Online-Angebot des Bayerischen Rundfunks Sendung vom 28.01.2008, 20.15 Uhr

https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czytają: Joanna Cyganek, Tomasz Górecki

A. Wittenberg: Jak Pani ojciec radził sobie z tym, że będąc adwokatem i notariuszem nagle musiał pracować jako farmer na kenijskim płaskowyżu? Trudno to sobie wyobrazić.

S. Zweig: Ojciec nie radził z tym sobie.  Bardzo tęsknił za swoją pracą. Prawnicy nie uczą się niczego innego niż prawa – wiadomo – i to właśnie oni byli najbardziej poszkodowani na emigracji, bo po prostu nie było na nich zapotrzebowania.  Nie znali miejscowego języka albo znali słabo i nie mieli pojęcia o obowiązującym tu i teraz systemie prawnym. Tak więc prawnik nie miał nic do roboty. Było to dla ojca przez te wszystkie lata bardzo trudne.

Natomiast mała, 5-letnia Stefanie, wcześniej wycofana i zalękniona, dość szybko wrosła w nowy świat i z czasem wyrosła na odważną, aktywną i twórczą nastolatkę. Była zafascynowana życiem w Kenii, postrzegała je jako przygodę i szybko nauczyła się tamtejszego języka. Wspominała: „Kiedy przyjechaliśmy do Kenii, musiałam nauczyć się suahili, inaczej nie mogłabym rozmawiać z nikim na farmie. Ale stało się to bardzo szybko”.

Uległa magii Afryki i jej mieszkańców, a zwłaszcza zaprzyjaźniła się z czarnym kucharzem rodziny (housboy), z plemienia Jaluo, o imieniu Owuor. To on stał się jej opiekunem i przyjacielem, to on nie tylko nauczył całą rodzinę języka suahili, a Stefanie także innych języków plemiennych (w tym języka jaulo), ale także nauczył ją innego, afrykańskiego spojrzenia na świat i życie.

Dzięki niemu w Stefanie dojrzała wielka miłości do Afryki, jej mieszkańców i natury. Stała się otwarta na doznania i poznawanie, co tak zaprocentowało w jej przyszłości. Być może tylko dzięki temu znajdowała w sobie siłę, by nie bać się i odkrywać nowy świat i… w przyszłości zostać pisarką.

Dlatego też, niezależnie od trudnych warunków życia, okres ten podsumowała: „Nasze drugie życie jest takie śliczne”.

Rodzina Zweigów była tak związana z Owuorem – i on z nimi – że został z nimi przez cały czas ich pobytu w Kenii: przeprowadził się z nimi na kolejną farmę, a ostatecznie do miasta (o czym poniżej). Była to nietypowa w tym kraju sytuacja, gdy miejscowy służący podąża za rodziną swych pracodawców. Dopiero wyjazd do Niemiec w 1947 roku (o czym poniżej) spowodował ich rozłączenie.

Po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu 1939 roku, Walther Zweig, jak i inni uchodźcy-mężczyźni, został internowany jako enemy alien (osoba obca, wroga) – obywatel Niemiec, państwa w stanie wojny z Wielką Brytanią. To, że uciekł na emigrację przed nazistowskimi Niemcami nie miało znaczenia.

Został zatrzymany i umieszczony w obozie w Ngong. Lotte i Stefanie – podobnie jak inne żony i dzieci uchodźców – zostały czasowo zakwaterowane w Nairobi, w udostępnionym na ten cel hotelu Norfolk (część kobiet była w hotelu New Stanley), a żydowski komitet uchodźczy został zobowiązany do opieki nad nimi. Rodzina została rozdzielona.

Dowód zatrudnienia w rolnictwie umożliwiał zwolnienie z internowania, jednak po umieszczeniu w obozie Walther stracił pracę na farmie w Rongai. W listopadzie 1939 roku rodzinie odebrano obywatelstwo niemieckie. Dopiero z pomocą poznanych w obozie osób, Walther otrzymał propozycję nowej posady, dzięki czemu pod koniec 1939 roku został zwolniony z obozu. Rodzina ponowne połączyła się.

Walther został zarządcą na farmie Ol’ Joro Orok, około 50 km od Nakuru, gdzie uprawiano złocienie i len. Za swą pracę otrzymywał wynagrodzenie: 6 funtów miesięcznie. 

Na farmie tej rodzina Zweigów spędziła 4 lata. Znacznie lepsze warunki życia, częstszy kontakt ze znajomymi (choć nadal nie mieli samochodu i byli uzależnieni od wizyt innych osób) oraz pewna stabilizacja spowodowały, że farma ta stała się dla nich namiastką nowego domu.

„Wielkie zapominanie to chyba najlepsza rzecz w Afryce” – mógł powiedzieć Walther. „Długo trwa, zanim zrozumie się mentalność tutejszych ludzi, ale są bardzo sympatyczni i na pewno też mądrzy. (…) W lepsze dni czasem myślę, że mógłbym się przyzwyczaić do tego kraju”. A Stefanie po latach wspominała: „Byłam bardzo, bardzo szczęśliwa na tej farmie”.

Jednak w tym samym czasie, w 1939 roku, szkoła stała się obowiązkowa dla wszystkich dzieci Europejczyków przebywających w Kenii. Dotyczyło to także Stefanie.

Najbliżej farmy Ol’ Joro Orok znajdowała się szkoła w Nakuru, około 50 km od ich miejsca zamieszkania. 7-letnia Stefanie poszła do szkoły z internatem, za co jej rodzice musieli płacić miesięczne 5 funtów (z 6 zarabianych). Mała Steffi została oddzielona od rodziców – przez 5 lat widywali się tylko co kilka miesięcy, w czasie ferii.

Podwójnie obcy

Język niemiecki – z rodzicami, suahili – z innymi ludźmi z farmy. I nagle w szkole – język angielski, którego Stefanie nie znała. „Nie miałam pojęcia, czego się ode mnie oczekuje” – wspominała po latach. To był trudny dla niej czas: musiała szybko nauczyć się języka angielskiego, dostosować się do rygorów szkoły z internatem; na dodatek była Żydówką, a jednocześnie Niemką, z kraju, który wszczął wojnę. Jak później wspominała:

„Byłam podwójnie napiętnowana: Anglicy byli mocnymi antysemitami, a ja byłam „niemieckim szpiegiem”. To naprawdę był niemiły czas dla mnie. Ponadto dochodził trzeci przypadek, że byłam najlepsza w klasie, a angielskie dzieci wcale tego nie lubią”.

Ponadto obowiązkiem dla wszystkich, także dla dzieci żydowskich, było chodzenie do kościoła w każdą niedzielę.

Podcast
Opis szkoły w liście z maja 1941 roku, do przydzielonej jej koleżanki korespondencyjnej w Anglii

Tekst Claus-Jürgena Göpferta pt. „Schriftstellerin Stefanie Zweig – Diesseits von Afrika / Pisarka Stefanie Zweig – po tej stronie Afryki“ ukazał się w niemieckim dzienniku Frankfurter Rundschau

https://www.fr.de/frankfurt/diesseits-afrika-11348365.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czyta: Felicja Opielka

"Moja nauczycielka mówi, że z powodu niemieckich bomb nie możesz zostać z rodzicami w Londynie i musisz mieszkać u obcych rodziców. Bardzo mi przykro z tego powodu. Tęsknota za domem jest gorsza niż ból brzucha. Ja też nie mogę przebywać u moich rodziców. Muszę być w szkole z internatem przez trzy miesiące.... Mam tylko jedną przyjaciółkę. Jedzenie jest okropne, materace są twarde, a woda do mycia zawsze zimna. Tak właśnie wyobrażam sobie więzienie. Ale tutaj nikomu głowy nie zetną. Dostajemy tylko lanie ...."

Wraz z kolejnymi miesiącami pobytu w angielskiej szkole język angielski stał się jej językiem życia codziennego. Także listy do rodziców pisała po angielsku lub niezgrabną, pełną błędów niemczyzną z angielskimi wtrąceniami. Rodzice słabo rozumiejący język angielski musieli zlecać tłumaczenie listów od córki znajomym z sąsiedniej farmy. Stefanie mówiła po niemiecku tylko wtedy, gdy była na wakacjach z rodzicami lub z innymi emigrantami, przez co język ten stawał się dla niej coraz bardziej obcy. Coraz częściej myślała w suahili lub po angielsku. A ojciec, Walther, coraz bardziej miał poczucie, że on i jego dziecko nie mówią już tym samym językiem ojczystym.

Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Arndt Wittenberg w Bayerischer Rundfunk.

Das Online-Angebot des Bayerischen Rundfunks Sendung vom 28.01.2008, 20.15 Uhr

https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura

Czyta: Joanna Cyganek

Miałam zaledwie pięć lat, kiedy dotarliśmy do Kenii. Bardzo szybko sobie z tym poradziłam. Szybko nauczyłam się języka, bo najpierw musiałam nauczyć się suahili, żeby w ogóle móc rozmawiać z ludźmi. I wtedy, jakkolwiek głupio to zabrzmi, bardzo szybko zakochałam się w tamtejszym krajobrazie i ludziach. Byłam na tej farmie bardzo, bardzo szczęśliwa. Nieznośnie stało się dopiero wtedy, gdy musiałam iść do szkoły. Była to bowiem angielska szkoła z internatem, co oznaczało, że znowu musiałam się nauczyć nowego języka, tym razem angielskiego. No i ja i rodzice  zostaliśmy rozdzieleni. Miałam 7 lat, a dla siedmioletniego dziecka coś takiego jest naprawdę trudne.

W czasie pobytu w szkole i internacie Stefanie pisała dziennik. Jej wypracowania szkolne były wysoko oceniane przez nauczycieli, a zwłaszcza przez dyrektora szkoły. Była zachęcana do dalszych zainteresowań literaturą – w tym przypadku angielską. Sama także dużo czyniła w tym zakresie, czytając liczne książki z biblioteki szkolnej (np. w wieku 12 lat przeczytała „Hamleta”).

Wypracowania szkolne i notatki czynione w dzienniku były początkiem jej twórczości pisarskiej, tak owocnej w jej dojrzałym życiu (o czym poniżej). 

Dylematem dla wszystkich niemieckich uchodźców – zarówno dla Stefanie, jak i dla jej rodziców – był stosunek do Niemiec, do ich ojczystego kraju. Mieli poczucie, że są ludźmi bez ojczyzny. Jak to Walther wyraził w jednym z listów do swego ojca pozostałego na Górnym Śląsku: „Kochany Tato, przede wszystkim nie miej więcej złudzeń. Nasze Niemcy umarły. Nasza miłość do nich została zdeptana. Codziennie wyrywam je sobie z serca”.

Z niepokojem oczekiwali na wszelkie wiadomości od rodziny pozostawionej w kraju, której nie udało się już uciec z nazistowskich Niemiec. Wiadomości te były coraz rzadsze i coraz bardziej lakoniczne, ostatecznie ograniczające się tylko do dozwolonych przez represyjne państwo niemieckie 20 słów.

Ciosem dla rodziny był list od matki Lotte, otrzymany w 1941 roku, z informacją:„Jutro wyjeżdżamy do Polski”. Była to zawoalowana zapowiedź deportacji do obozu zagłady, gdzie wszyscy zginęli.

Z kolei w lutym 1946 roku otrzymali list ze Związku Radzieckiego z opisem ostatnich dni i śmierci ojca i siostry Walthera – Maxa i Liesel, dawnych mieszkańców Żor. W ucieczce przed nazistami dotarli oni do Tarnopola (przed wojną była to wschodnia część Polski, w 1942 roku zajęta przez Niemcy), gdzie w końcówce 1942 roku Max został zastrzelony, a Liesel wywieziona do obozu zagłady w Bełżcu. 

Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Arndt Wittenberg w Bayerischer Rundfunk.

Das Online-Angebot des Bayerischen Rundfunks Sendung vom 28.01.2008, 20.15 Uhr

https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czyta: Joanna Cyganek

O tym, że zginęła rodzina wiedzieliśmy już na początku wojny. Gdy w `42. przyszedł list od babci: "Jutro jedziemy do Polski", mój ojciec powiedział, a ja pamiętam, jakby to było dziś: "Polska czyli Auschwitz!" Nie było już żadnych wątpliwości, co do ich losu. (...) Tak, wiedziałam o tym już jako dziecko: w 1942 roku miałam 10 lat i jako dziesięciolatka już doskonale rozumiałam, co się dzieje. Byliśmy rodziną, w której mówiło się o wszystkim. A kiedy mieszka się na takiej farmie, to trzeba cały czas ze sobą rozmawiać, bo nie ma nic innego do roboty.

Pomimo tych ciężkich doświadczeń Walther i Stefanie powtarzali: „Niemców nie wolno nienawidzić (…) Tylko nazistów. Kiedy Hitler przegra wojnę, wszyscy pojedziemy do Głubczyc”.

 

Istotna zmiana dla rodziny Zweigów nastąpiła na początku grudnia 1943 roku, kiedy to w Kenii podjęto decyzję, by przyjmować do Armii Brytyjskiej także tych ochotników, którzy nie byli obywatelami brytyjskimi, w tym także niemieckich emigrantów.

Walther, podobnie jak wielu innych uchodźców, zgłosił się jako ochotnik i od maja 1944 roku był w wojsku brytyjskim. Ta decyzja wiązała się z opuszczeniem – po 4 latach – farmy Ol’ Joro Orok. Był to kolejny trudny moment dla Stefanie. Co prawda nadal była w internacie w Nakuru, ale już nie było powrotów na farmę.

Lotte zamieszkała i podjęła pracę w Nairobi, odległym od Nakuru ponad 150 km.

Dopiero gdy Stefanie skończyła 13 lat i skończyła szkołę w Nakuru, rodzina ponownie mogła zamieszkać razem, tym razem w Nairobi; Walther, stacjonujący w pobliskim Ngong, mógł dojeżdżać z domu. W Nairobi Stefanie rozpoczęła naukę w szkole dla dziewcząt Kenya Girls’ High School.

Życie w dużym mieście było odmienne niż na odosobnionej farmie. Rodzina odnowiła także swe życie religijne, chodząc w Nairobi do synagogi. Z zainteresowaniem obserwowali, co dzieje się na wojnie i w Europie, gdyż uchodźcy mieli do dyspozycji kilka gazet, które ich o tym na bieżąco informowały.

Zakończenie wojny w maju 1945 roku zastało państwa Zweigów w Nairobi: Lotte pracowała, Walther był w Armii Brytyjskiej (dojeżdżając do pobliskiego Ngong), a Stefanie chodziła do szkoły średniej. Sytuacja ustabilizowała się – gdyby nie… tęsknota Walthera za krajem i zawodem.

Stefanie wiedziała o tym i – mimo miłości do Afryki i słabej znajomości języka niemieckiego – wspierała ojca w jego dążeniach. Trudna to była decyzja, gdyż, jak później wspominała: „Już sama myśl o języku taty paraliżowała jej język”.

W dniu zakończenia wojny Lotte w liście do ojca napisała nieco koślawą niemczyzną: „Wkrutce pojedziemy do Głupczyc” (pisownia zgodna z oryginałem).

W tym czasie względnego spokoju i pewnej stabilizacji rodzina Zweigów powiększyła się: 6 marca 1946 roku urodził się syn Max – długo oczekiwane i upragnione drugie dziecko. Nadano mu imię Max po dziadku Maxie Zweigu, dawnym właścicielu hotelu w Żorach, gdyż tradycją rodziny było nadawanie nowo narodzonym dzieciom imion zmarłych przodków.

To radosne dla rodziny wydarzenie ogłoszono w czasopiśmie Aufbau (Odbudowa), ukazującym się w Nowym Jorku, skierowanym do niemieckojęzycznych Żydów na całym świecie. Była to ważna platforma informacji dla wszystkich uchodźców, przesiedleńców i ocalałych.

Stefanie miała wówczas 14 lat. Wyczekiwany i ukochany brat Max stał się dla niej na długie lata jedną z najważniejszych osób w życiu.

Kolejny nowy początek

Decyzja o pozostaniu w Kenii lub powrocie do Niemiec była bardzo trudna. Walther cały czas czuł się osamotnionym wygnańcem i uważał, że każdy może go napiętnować jako człowieka bez honoru i dokonań. Chciał znowu czuć się jak u siebie, wykonywać swój zawód prawnika (co było możliwe tylko w Niemczech) i wrócić do ojczystego języka.

W takich rozmowach jego żona Lotte krzyczała: „Nikt nie zaciągnie mnie do kraju morderców”. Walther też krzyczał: „Nie każdy był mordercą”.

Jak wspominala Stefanie: „Niemcy były dla mnie wrażliwym słowem, bo jak tylko padło słowo „Niemcy”, moi rodzice kłócili się. To była właściwie jedyna rzecz, jaką Niemcy dla mnie znaczyły: Niemcy oznaczały kłótnię!”.

Po latach napisała: „Nikt z nas, którzy przeżyliśmy, nie uratował swojej duszy”.

Decyzja była tym trudniejsza, że wiedzieli, że po wojnie całe Niemcy były zniszczone i że panował tam głód. Ponadto wiedzieli, że nie mogą wrócić do opuszczonych Głubczyc i na Śląsk, bo ziemie te zostały w wyniku wojny przyznane Polsce.

Na decyzji o powrocie zaważył list do Walthera z Wiesbaden z Ministerstwa Stanu w Hesji, z października 1946 roku. Było to zawiadomienie o propozycji zatrudnienia Walthera jako sędziego w wymiarze sprawiedliwości landu Hesja. Miał przy tym też zapewnione mieszkanie.

Walther znowu mógł być prawnikiem, co było jego marzeniem.

Jednak Stefanie nie było łatwo: musiała rozstać się z Afryką, którą tak pokochała; obawiała się także, że nie poradzi sobie z językiem niemieckim, którego bardzo rzadko używała i który został zdominowany przez język angielski i suahili. Znowu miała zaczynać od początku…

Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Arndt Wittenberg w Bayerischer Rundfunk, 2008 r.

Das Online-Angebot des Bayerischen Rundfunks Sendung vom 28.01.2008, 20.15 Uhr
https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czytają: Joanna Cyganek, Tomasz Górecki

A. Wittenberg: Po wojnie Pani ojciec bardzo szybko się zdecydował na powrót do Niemiec – dostał tam posadę sędziego w sądzie okręgowym we Frankfurcie. Wydaje mi się jednak, że to musiała być bardzo trudna decyzja dla Pani rodziców.

S. Zweig: Ojciec przez cały czas powtarzał:

„Gdy tylko wojna się skończy i naziści odejdą, chcę wrócić do Niemiec”. Nikomu nie przeszkadzało, że tak mówił, bo myśleliśmy, że do tego nie dojdzie. Ale kiedy już doszło, moi rodzice bardzo się pokłócili. Mama nie chciała wracać do Niemiec nie mogła się pogodzić z tym, że nie żyją jej bliscy, a w międzyczasie urodziła drugie dziecko, mojego brata, w `46 roku i po prostu bała się i nie chciała narażać go na nędzę w Niemczech. Tak, wiedzieliśmy o trudnościach w ówczesnych Niemczech, wiedzieliśmy, że po wojnie nie został tam kamień na kamieniu, i nie było co jeść. I właśnie tak było, kiedy wróciliśmy do Frankfurtu w `47. Bo ojciec postawił na swoim.

A. Wittenberg: A czy jako czternasto-,  piętnastoletnia dziewczyna chciała Pani w ogóle wracać?

S. Zweig: Absolutnie nie! Stało się dla mnie jasne, że znowu mówię nie w tym języku, co trzeba. Praktycznie nie znałam już niemieckiego. Co prawda rozmawiałam z rodzicami po niemiecku podczas wakacji, ale najwyżej co trzy miesiące, bo co trzy miesiące miałam wakacje, a resztę czasu spędzałam w angielskim internacie. Tak  po prostu traci się język. A ja w dodatku w ogóle nie umiałam po niemiecku ani czytać ani pisać. Wiedziałam więc, że gdy pójdę do szkoły w Niemczech, na pewno nie będę najlepsza w klasie i że będzie mi bardzo ciężko. Już choćby tylko z tego powodu nie chciałam wracać. Nie wiedziałam też oczywiście, co to głód, bo w Afryce zawsze mieliśmy jedzenia pod dostatkiem, mimo wszystkich trudności.


Walther i Lotte Zweigowie, wraz z dziećmi Stefanie i Maxem, wrócili do Europy statkiem „Almanzora”, wypływającym 9 marca 1947 roku z Mombasy do Southampton. Rejs powrotny opłaciła armia brytyjska, w której zakończył służbę Walther Zweig w stopniu sierżanta. Poza rzeczami osobistymi zabrali ze sobą kilka pamiątek z Afryki oraz… wspomnienia.

Wrócili do zmienionej Europy i zmienionych Niemiec.

Początki były bardzo trudne: były trudności z mieszkaniem, z wyżywieniem. Franfurt w 1947 roku to czas ruin, głodu i braków, ale także pomocy, nadziei i marzeń. Znowu pomogła miejscowa gmina żydowska, do której Walther przystąpił już w kwietniu 1947 roku, a z czasem został członkiem jej zarządu.

 

Już 1 lipca 1947 roku Walther Zweig rozpoczął służbę jako asesor sądowy w Wyższym Sądzie Okręgowym we Frankfurcie. Jego nominacja była częścią „denazyfikacji" wymiaru sprawiedliwości w powojennych Niemczech: tylko Niemcy niepowiązani z nazistowską partią mogli być sędziami.

Walther pracował w uprawnionym zawodzie, w "nowym życiu" pokładał wiele nadziei – czy jednak spełniło się jego marzenie rzeczywistego powrotu do ojczyzny?– o tym poniżej.

Dla 15-letniej Stefanie Zweig powrót do Niemiec oznaczał nową zmianę języka i konieczność odnalezienia się w całkowicie obcym dla niej środowisku kulturowym. Znowu znalazła się na obcej dla niej ziemi.

W lipcu 1947 roku została zapisana do gimnazjum imienia Schillera (Schillerschule) w Sachsenhausen, dzielnicy Frankfurtu. Przestraszona tą sytuacją odnotowuje w dzienniku: „Boję się. W końcu mam prawie 15 lat i ledwo umiem czytać. Przynajmniej nie po niemiecku”. To sprawia, że ​​szkoła jest dla niej trudna: nie zna literatury niemieckiej, jej literackimi bohaterami są angielscy klasycy, a nie zna Goethego i Schillera. Ale to właśnie wtedy, w szkole, zetknęła się z niemieckim teatrem i niemieckimi poetami, co ukształtowało jej przyszłość.

Po latach napisała: „Nauka niemieckiego, aby móc czytać i pisać oraz pozbyć się angielskiego akcentu, zajęła mi kilka miesięcy. Ocena, który jest moim językiem ojczystym, wciąż trwa. Liczę po angielsku, uwielbiam Alicję w Krainie Czarów, jestem najlepszym przyjacielem Kubusia Puchatka, wciąż niezbyt rozumiem niemieckie dowcipy i szukam w nich humoru”.

Jednocześnie warunki życia w latach powojennych – braki w wyżywieniu, ubóstwo – były tak trudne, że ludzie wprost głodowali. Dla podratowania zdrowia Stefanie została wysłana w 1948 roku na trzy miesiące do bogatej rodziny Guggenheimów w Zurychu w Szwajcarii. Było to możliwe dzięki pomocy gminy żydowskiej. Wyjazd w to nowe miejsce był dla niej trudny, ale też owocny: nie tylko podreperowała zdrowie, ale też uwrażliwiła się i zainteresowała się sztuką. Jak później wspominała: „W tym domu zauważyłam jedną z moich wielkich miłości życiowych, a mianowicie miłość do sztuki”.

Powrót Stefanie ze Szwajcarii do Franfurtu był powrotem do zbombardowanego miasta, do biedy i troski o każdy dzień. W pamiętniku Stefanie zanotowała: „Już w podróży próbowałem przyzwyczaić się do gruzów, niemieckich pociągów, Niemców i niemieckich głosów. To naprawdę nie było łatwe. Przybyłam do Frankfurtu o dziesiątej wieczorem. Mama i tata odebrali mnie ze stacji kolejowej. Zapomniałam, że moi rodzice są tacy chudzi i tacy szarzy na twarzy, i przeraziłam się, gdy ich zobaczyłam”.

Także Walther nie czuł się dobrze w powojennym Frankfurcie i stracił nadzieję na odnalezienie swej dawnej ojczyzny. Był to inny świat niż ten, który znał z przedemigracyjnej przeszłości.

Ogólnie dominowało poczucie, że – jak po latach wspominała Stefanie – „Niemcy stracili nie tylko dużą część kraju i swoje miasta. Zagubili także duszę i sumienie. Kraj jest pełen ludzi, którzy nic nie widzieli i o niczym nie wiedzieli albo „byli zawsze przeciw”. I już znów się zniesławia tych kilku Żydów, którzy uchronili się przed piekłem”.

Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Arndt Wittenberg w Bayerischer Rundfunk.

Das Online-Angebot des Bayerischen Rundfunks Sendung vom 28.01.2008, 20.15 Uhr

https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czytają: Joanna Cyganek, Tomasz Górecki

A. Wittenberg: (...) Wydaje mi się, że miała Pani problem z określeniem swojej tożsamości. Jak radziła sobie Pani z byciem Niemką?

S. Zweig: Nie czułam się Niemką. Nie czułam się kimkolwiek. I choć bardzo kochałam Afrykę, nie byłam jednak aż tak głupia, żeby twierdzić, że jestem Angielką…

Najbardziej Waltherowi brakowało jego Heimatu, „małej ojczyzny”, czyli Górnego Śląska. W poszukiwaniu przeszłości otaczał się ludźmi pochodzącymi ze Śląska, w szczególności z Głubczyc i z Żor. Wspólnie wspominali miniony czas, kultywując i powtarzając śląskie wyrażenia i śląską mowę. Także jedzenie stało się dla niego namiastką śląskości: był przekonany, że nic nie dorównuje śląskim potrawom, toteż np. w całym Frankfurcie szukał kołocza z makiem – takiego, jak na Śląsku, a kiełbasę kupował tylko u śląskiego rzeźnika.

Gdy rodzina straciła ojczyznę i prawdziwy dom, i nie odnalazła ich po powrocie do kraju, język (śląskie wyrażenia) i jedzenie stały się ich namiastką. Liczne takie śląskie wątki kulinarno-językowe, zapamiętane z przeszłości, wykorzystała Stefanie Zweig w późniejszej swej autobiograficznej twórczości literackiej.

Ponadto i Walther i Stefanie tęsknili za Afryką. W tajemnicy przed Lotte rozmawiali w suahili, śpiewali afrykańskie piosenki, wspominali kenijski krajobraz, spokój i szczerość tamtejszych ludzi. Było to dla nich oderwanie od szarej, trudnej rzeczywistości.

Od 1951 roku rodzina Zweigów mieszkała w kamienicy przy alei Rothschildów (Rothschildallee 9) we Frankfurcie. Dom ten stał się ostoją i miejscem zamieszkania Stefanie Zweig do końca życia. Jednocześnie to dom, w którym umieściła później akcję kilku swych powieści, w szczególności: Irgendwo in Deutschland (Gdzieś w Niemczech) oraz książek z cyklu „Rothschildallee”.

W 1953 roku Stefanie ukończyła szkołę średnią. Na maturze z języka niemieckiego wybrała temat związany z twórczością jednego z najbardziej znanych wówczas pisarzy, prawie jej imiennika – Stefana Zweiga. Nie był to wybór przypadkowy: jego dojrzałe życie i twórczość to doskonały przykład człowieka pozbawionego domu, wypędzonego, odartego ze złudzeń. Człowieka, który wielką rolę przywiązywał do słowa i języka.

Stefanie Zweig także coraz bardziej doceniała znaczenie słowa i umiejętność wiązania słów ze sobą, tworzenia z nich historii i opowieści. Po ukończeniu edukacji szkolnej początkowo zamierzała zostać prawnikiem, tak jak jej ojciec, ale została dziennikarką. Konieczność nauczenia się języka niemieckiego po powrocie do kraju ostatecznie zaowocowała tym, że Stefanie doceniła swój nowy / stary język rodzimy.

Odtąd słowa i ich łączenie ze sobą, opisywanie świata i przeżyć, stały się podstawą jej działalności.

Początkowo Stefanie Zweig, po wyjeździe do Düsseldorfu, pracowała w żydowskiej gazecie „Jüdische Allgemeine”.

Jednak po śmierci ojca Walthera w 1959 roku (który zmarł z powodu niewydolności serca w wieku 54 lat) powróciła do Frankfurtu i od tego roku pracowała w dziale kultury we frankfurckiej gazecie „Abendpost / Nachtausgabe” (wydanie wieczorne), a od 1963 do 1988 kierowała tam działem reportaży. Była też krytykiem teatralnym.

W regularnie ukazujących się krótkich felietonach opisywała swoje widzenie świata, codzienne wydarzenia i spotkania. Będąc dobrą obserwatorką życia, ludzi i zwierząt, przedstawiała swoje spostrzeżenia i przemyślenia, doprawiając je sporą dawką humoru. Felietony te były tak lubiane, że wielu czytelników wycinało je i wysyłało znajomym.

„Mój świat” [Meine Welt] zatytułowana była jej stała rubryka w gazecie „Frankfurter Neue Presse”, ukazująca się prawie do ostatnich lat jej życia.

Gdy w 1988 roku gazeta Abendpost / Nachtausgabe przestała się ukazywać, Stefanie Zweig w całości oddała się pisaniu książek i pracy jako niezależna dziennikarka.

Od bezdomności do Oscara

Niezwykła historia Stefanie Zweig – dziecko żydowskich emigrantów w Kenii, tęsknota za utraconą małą ojczyzną, Górnym Ślaskiem, dorastanie jako młodej Żydówki na ziemi dawnych prześladowców – to dobra baza dla pisarki.

Wykształcona dziennikarka najpierw pisała książki dla dzieci i młodzieży. Jej pierwsza książka dla młodych czytelników: „Eltern sind auch Menschen” (Rodzice także są ludźmi) ukazała się w 1978 roku. A jedną z najbardziej znanych jej książek dla dzieci jest „Katze fürs Leben” – polskie wydanie:„Księżniczka Sissi”. W książce tej opowiedziany jest świat widziany oczami kota – tak sugestywnie, że u młodych czytelników pozostają wrażenia z tej lektury na całe życie.

Z kolei już w 1980 roku tematem jej książki „Ein Mund voll Erde” (Usta pełne ziemi) stała się Afryka. Młodzi czytelnicy książki poznają wiele afrykańskich zwyczajów i tradycji, ale też smak spotkań różnych światów i kultur oraz ból rozstania.

Od tego czasu tematy afrykańskie stały się głównym wątkiem jej twórczości.

Gdy pod koniec lat 80. XX w. przestała być wydawana gazeta, dla której pracowała, 60-letnia Stefanie Zweig postanowiła kontynuować pracę jako pisarka literatury dla dorosłych. Jej autobiograficzna książka „Nirgendwo in Afrika” (polskie wydanie: „Nigdzie w Afryce”), wydana w 1995 roku, wkrótce okazała się sukcesem i to wręcz światowym. Ta autobiograficzna powieść opowiada o życiu rodziny uchodźców z Europy do Kenii, od ich przyjazdu w 1938 roku do powrotu do Niemiec w 1947 roku. Jak to określiła autorka, jest to „historia odważnego ojca, który nauczył swoją córkę, by nie nienawidziła”. Książka stała się bestsellerem w Niemczech i zapoczątkowała wielki sukces i uznanie Stefanie Zweig jako pisarki.

Kontynuacją tej opowieści stała się wydana rok póżniej książka: „Irgendwo in Deutschland” (Gdzieś w Niemczech), opisująca życie rodziny od ich powrotu w 1947 roku do śmierci ojca w 1959 roku.

Po tej książce ukazało się wiele dalszych powieści w większości poświęconych Afryce i tułaczce uchodźców, w dużym stopniu autobiograficznych. W książkach tych Stefanie Zweig przetwarza swoją historię wygnania i spotkania różnych kultur. Jednocześnie opisuje to, co przeżyła i co wywarło na niej niezatarte wrażenie: ludzi, zwierzęta, kolory i zapachy Afryki, ale też tęsknotę, rozdarcie na dwóch kontynentach, utratę i porzucenie ukochanych miejsc i ludzi. Zawarła w nich doświadczenie punktu przecięcia się trzech światów: niemieckich uchodźców, angielskiej kolonii (Anglików) i Afryki (Kenijczyków).


Z kolei punktem wyjścia dla serii czterech książek o domu przy alei Rothschildów 9 (Rothschildallee) we Franfurcie, które ukazały się w latach 2007–2011, stała się kamienica, w której Stefanie Zweig mieszkała ponad 60 lat, od 1951 roku do swej śmierci. Choć jej rodzina nie pochodziła z Frankfurtu, to – dzięki skrupulatnemu badaniu przeszłości w tym mieście – zawarła w tych książkach niezwykły opis życia mieszczańskiej, żydowskiej rodziny w przeciągu prawie stulecia, od końca XIX w. do czasu po II wojnie światowej. Historia jednej rodziny związanej z tą kamienicą (domem) przeplata się z historią Frankfurtu, Niemiec i świata, ukazuje wieczne marzenie o miłości, akceptacji, równości. Książki te zawierają kwintesencję życia i przemian XX w. w Europie.


Podcast
Stefanie Zweig w wywiadzie z Arndt Wittenberg w Bayerischer Rundfunk.

Das Online-Angebot des Bayerischen Rundfunks Sendung vom 28.01.2008, 20.15 Uhr
https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czytają: Joanna Cyganek, Tomasz Górecki

A. Wittenberg: Czy dom przy Rothschildallee, w którym od tak dawna Pani mieszka, stał się dla Pani małą ojczyzną?

S. Zweig: W domu tym czuję się naprawdę jak w domu. Ale ojczyzna wydaje mi się pojęciem nieco bardziej wymagającym.

W ostatniej ze swych powieści „Nirgendwo war Heimat: Mein Leben auf zwei Kontinenten” (Nigdzie nie było ojczyzny. Moje życie na dwóch kontynentach), która ukazała się w 2012 roku, autorka jeszcze raz powróciła do historii afrykańskiej emigracji i trudnego powrotu do dawnej ojczyzny. Książka ta ma niezwykłą formę: cała składa się z listów i telegramów, jakie były przesyłane między bohaterami opowieści. Gdyż Stefanie Zweig doświadczyła, jak ważne były listy i przesyłane wiadomości, że były one łącznikiem z opuszczonym światem, ważnym elementem przetrwania uchodźców na wygnaniu.

Książka, prawie w całości autobiograficzna, stała się niejako podsumowaniem zarówno życia, jak i kariery pisarskiej Stefanie Zweig.

Stefanie Zweig potrafiła – dzięki sile charakteru – ze swoich trudnych przeżyć, bezdomności i straty stworzyć wciągające opowieści, książki, które cenione są na całym świecie. Głównym ich tematem jest po pierwsze koegzystencja kultur i religii, ale jednocześnie autorka pokazuje, jak Holokaust nadal kształtuje życie kolejnych pokoleń. Pisarka stała się jednym z najsłynniejszych kronikarzy życia żydowskiego XX w.

Jej liczne książki – 25 tytułów opublikowanych w latach 1978–2012 – były tłumaczone na 16 różnych języków i ukazały się w łącznym nakładzie ponad 7,5 miliona książek. Za działalność pisarską przyznano jej kilka nagród, m.in. w 1993 roku otrzymała "Verdienstmedaille des Verdienstordens der Bundesrepublik Deutschland" (Medal Zasługi Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec).

Jednak jej twórczość najbardziej w świecie rozsławił film nakręcony w oparciu o powieść: „Nirgendwo in Afrika” (Nigdzie w Afryce). Film pod tym samym tytułem, w reżyseriii Caroline Link, został w 2003 roku uhonorowany statuetką Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

https://fwcdn.pl/video/f/212/35612/nirgendwo_in_afrika_trailer_df.vp9.480p.webm

Podcast
Walter Zweig, bratanek Stefanie Zweig w wywiadzie z Juliane Orth, dziennikarką i Sylvią Asmus, kierowniczką Niemieckiego Archiwum Emigracyjnego w Niemieckiej Bibliotece Narodowej.

https://www.hr-inforadio.de/podcast/wissen/das-deutsche-exilarchiv-in-frankfurt,podcast-episode-30222.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura
Czytają: Katarzyna Opielka, Jan Opielka

W. Zweig.: W przypadku mojej ciotki było tak, że była ona bardzo, bardzo młoda, kiedy opuściła Niemcy. Pod tym względem uważam, że utrata domu w Niemczech została emocjonalnie zastąpiona drugą stratą, jej nowej ojczyzny w Afryce. Jeśli w ogóle o tym rozmawiała, to mówiła o tym, jak trudno było jej wyjechać z Afryki i że jako dziecko nie mogła tego zrozumieć. I w tym czasie mogła tylko z wielkim smutkiem przyjąć decyzję ojca. I wrócić do zniszczonych Niemiec, o których wiedziała właściwie tylko tyle, że zginęła tam cała jej rodzina.

J. Orth.: Walter Zweig zabrał swoją togę adwokacką na wygnanie do Kenii i nosił ją tam podczas pracy w polu. Przed wyjazdem poprosił swoją siostrę Liesel o trochę ziemi z grobu matki w Leobschütz. Ten mały woreczek z ziemią również został znaleziony podczas poszukiwania skarbów w domu Stefanie Zweig przy Rothschildallee.

S. Asmus.: Ten woreczek z ziemią jest malutki, i ma bardzo niewyraźny napis "Ziemia z grobu mojej ukochanej matki" i kiedy się go zobaczy, myślę, że można sobie bardzo dobrze wyobrazić, co to znaczy naprawdę udać się na wygnanie, musieć zdecydować, co ze sobą zabrać, a następnie zdecydować, że zabieram ze sobą ten mały woreczek z ziemią, ponieważ nie wiem, czy kiedykolwiek będę miał możliwość wrócić na ten grób. To jest oczywiście absolutnie wzruszający przedmiot i muszę też powiedzieć, że dla rodziny Zweigów skończyło się to rzeczywiście tak, że oni nie mogli wrócić do tego grobu nawet po powrocie do Niemiec, bo to miejsce wówczas znajdowało się już w Polsce, więc to jest naprawdę bardzo wzruszający eksponat.

J. Orth: Ale jak to się stało, że ten i inne przedmioty przez całe życie pozostawały w ukryciu, że nigdy nie były pokazywane, na spotkaniach rodzinnych czy w rozmowach? Inaczej niż w innych rodzinach, w rodzinie Zweigów czas wygnania nie został pominięty w opisach. Ale Stefanie Zweig zachowała te dokumenty i pamiątki przez całe życie.

W. Zweig: Myślę, że po prostu moja ciotka była pod takim wpływem emigracji i wszystkiego, co się z nią wiązało, że po prostu wiedziała dobrze, że nie należy przywiązywać się zbytnio do rzeczy, bo po prostu elementem życia mojej ciotki było to, że z dnia na dzień rzeczy, do których się przyzwyczajała, znów odchodziły. I tak było przez całe jej życie. Dlatego szczególnie zdumiewające było to, że podczas tych poszukiwań w najgłębiej położonych skrzyniach znaleźliśmy kilka starych pamiątek i dewocjonaliów z tamtego okresu. Świadczyło to o tym, że były pewne rzeczy, z którymi się nie rozstawała.

Pamięć o Stefanie Zweig

Stefanie Zweig zmarła po krótkiej, ciężkiej chorobie 25 kwietnia 2014 roku. Miała spokojny stosunek do śmierci: „Zawsze byłam realistką. Śmierć nas rozdziela, to jest w naturze rzeczy”.

Została pochowana na Nowym Cmentarzu Żydowskim we Frankfurcie, obok ukochanego brata Maxa, zmarłego kilkanaście lat wcześniej.

Pamięć o Stefanie Zweig i jej rodzinie kultywowana jest m.in. w Muzeum Miejskim w Żorach. Miasto to pamięta o zasłużonej rodzinie Zweigów i niezwykłych losach i dorobku Stefanie. Pisarka także do końca życia pamiętała o Żorach, czemu dała wyraz w licznych swoich książkach, choć nigdy po wojnie nie odwiedziła tego miasta.

Istniały też inne relacje Żor ze Stefanie Zweig. Gdy w 2005 roku Towarzystwo Miłośników Miasta Żory wydało album przedwojennych pocztówek, pt. „Żory światłem malowane”, Stefanie Zweig napisała serdeczny list do wydawców, w którym dziękowała za tę inicjatywę: „Dziękuję mieszkańcom Żor za to, że nie zapomnieli mojej rodziny (…) również w imieniu tych, których już nie ma wśród nas”.

List Stefanie Zweig do Żor

Szanowni Wydawcy

Wydajecie książkę o Żorach! O jak bardzo chciałabym być przy tym jako wnuczka Maxa Zweiga i prawnuczka Salo Zweiga. Niestety moje zdrowie aktualnie nie pozwala mi na podróże. Z ciężkim sercem myślę o tym, jak dumny byłby mój ojciec Walther Zweig, wiedząc, że miasto nie zapomniało jego rodziny i że zaprasza jego córkę jako honorowego gościa. On nigdy nie zapomniał o „swoich” Żorach.

To w Kenii, dokąd uciekliśmy z ojcem i matką, aby ratować własne życie przed Niemcami, ojciec opowiedział mi o swojej Ojczyźnie. Jej obraz powstawał w mojej głowie przez dziesięć lat. Był to obraz społeczności, która dla mnie – dziecka mieszkającego w Afryce – była z jednej strony tak bajecznie nierzeczywista jak Królewna Śnieżka i siedem krasnoludków, a z drugiej strony tak prawdziwa jak ludzie na farmie, na której żyliśmy. „Hotel Zweig” pojawiał się w każdej historii opowiadanej przez ojca. Także drzewa przed jego rodzinnym domem i jego ojciec dumnie jeżdżący na koniu w czasie pierwszej wojny światowej. Niemcy mu za to nie podziękowały… Max Zweig uciekł z Żor wraz z córką Liesel w 1939 r. i dotarł do Rosji, gdzie na jednej z ulic został zabity przez SS-mana. Jego córka została zamordowana w obozie koncentracyjnym w Bełżcu. O tym powiadomił nas pisemnie pewien nauczyciel z Rosji. Jego list dotarł do nas na początku 1946 r. w Nairobi. Po moim pradziadku Salo nie pozostały żadne ślady. Zostało jedynie kilka kieliszków z jego nazwiskiem. Mój ojciec zmarł w 1959 r.

Ojciec kochał swoje rodzinne miasto przez całe swoje życie. Śmiał się, kiedy wspominał swą młodość i opłakiwał ją, kiedy 1 września 1939 r. Niemcy napadli na Polskę. Jakże bardzo chciałby jeszcze raz zobaczyć Żory. To, jakie znaczenie Żory miały dla niego, opisałam w mojej autobiografii, ciesząc się bardzo, ze ten bestseller ukazał się także w Polsce. Ojciec nazywał miasto najczęściej Sohrau, ale również Żory. Zawsze opowiadał o ludziach – chrześcijanach i Żydach, którzy w pokoju żyli obok siebie. Do momentu, aż im na to nie pozwolono… Kiedy Hitler w 1933 r. objął władzę w Niemczech, ojciec zabrał matkę i mnie (wtedy sześciomiesięczną) do swojego ojca do Żor. Moja matka, która w Kenii nie chciała myśleć o Niemczech, z których jej matka i siostra zostały deportowane, zawsze chętnie i dobrze wyrażała się o Żorach. „Ludzie tam – powiedziała kiedyś – byli dobrzy i otwarci na świat”. Dla mnie, która w 1937 r. w Żorach pożegnała dziadka i ciocię, i nic już z tego nie pamięta, miasto to, które dla ojca na zawsze pozostało Ojczyzną, było kawałkiem raju. Raju serca… tylko z takiego nikt nie może nas wypędzić.

Dziękuję mieszkańcom Żor za to, że nie zapomnieli mojej rodziny. Ponieważ jestem ostatnią jej przedstawicielką, muszę podziękować również w imieniu tych, których już nie ma wśród nas.

Książki opowiadają historię. Zdjęcia ją ożywiają. Sohrau i Żory były dla mnie kiedyś tylko nazwami, wspomnieniami o ojcu, który opowiadał o swojej szczęśliwej młodości i miał łzy w oczach, kiedy myślał o swojej utraconej ojczyźnie. Teraz przeczytałam te nazwy, których nie słyszałam od pięćdziesięciu lat. Oglądam zdjęcia i widzę to, co widział mój ojciec, dziadek i pradziadek. I Żory nie są już dla mnie tylko opowiedzianą, lecz żywą historią. Dotarłam do tej części świata, która dla rodziny Zweig przez wiele lat była ojczyzną.

Szanowni autorzy i wydawcy książki! Z wyśmienitym wyczuciem historycznym, z miłością i taktem wyróżniającym dobrych dziejopisarzy, przewracacie karty historii, uwalniając obrazy teraźniejszości. Za to z serca Wam dziękuję.

Frankfurt n.Menem, 31 stycznia 2005 r.


Z kolei w 2013 roku, na rok przed śmiercią Stefanie Zweig, przedstawiciele żorskiego Muzeum przeprowadzili wywiad z pisarką i pozyskali od niej ciekawe opinie o stosunku do Górnego Śląska oraz popielniczkę w kształcie zwierzęcia – pamiątkę z emigracyjnego pobytu w Afryce. Autorka przekazała także swoją ostatnią książkę: „Nirgendwo war Heimat” (Nigdzie nie było ojczyzny) z odręczną dedykacją dla miasta Żory. 

Z kolei w 2017 roku odsłonięty został przed budynkiem Muzeum Miejskiego w Żorach posąg przedstawiający małą Stefanie po przyjeździe do Afryki, a także jej opiekuna i przyjaciela Owuora. Projekt posągu przygotowała artystka Anna Bodzek-Sikora – mieszkanka Żor, a figury wykonali artyści z Afryki pod przewodnictwem Oussman Ilboudo i Derme Ablasse. W ten symboliczny sposób nastąpiło ponowne połączenie dwóch światów i dwóch kontynentów tak ważnych dla pisarki. W uroczystości odsłonięcia pomnika wziął udział jej bratanek, Walter Zweig.

Przygotowanie posągu: Żory / Afryka

Stefanie Zweig przez całe życie nie tylko kultywowała pamięć o wygnaniu do Kenii, ale także przechowywała dokumentację rodzinną z emigracji i z lat po powrocie do Niemiec. Po jej odejściu materiały te zostały przekazane przez Waltera Zweiga, jej bratanka, do Niemieckiego Archiwum Emigracyjnego (Das Deutsche Exilarchiv in Frankfurt) w Niemieckiej Bibliotece Narodowej (Deutschen Nationalbibliothek). Materiały te, częściowo udostępnione w formie elektronicznej, służą do tworzenia projektów historycznych i realizacji działań edukacyjnych, z wykorzystaniem jej niezwykłego życiorysu i powieści oraz powiązania trzech tematów: historii, religii i języka. 

Historia Stefanie Zweig w DNB

Podcast
Walter Zweig, bratanek Stefanie Zweig w wywiadzie z Juliane Orth, dziennikarką i Sylvią Asmus, kierowniczką Niemieckiego Archiwum Emigracyjnego w Niemieckiej Bibliotece Narodowej.

https://www.hr-inforadio.de/podcast/wissen/das-deutsche-exilarchiv-in-frankfurt,podcast-episode-30222.html

Tłumaczenie: Arkadiusz Dziura

Czytają: Katarzyna Opielka, Jan Opielka

J. Orth: Walter Zweig i Sylvia Asmus wyruszyli na wspólne poszukiwania. To było jak poszukiwanie skarbów. Sylvia Asmus lubi wracać myślami do popołudnia, kiedy wraz z Walterem Zweigiem przeczesywała dom przy frankfurckiej Rothschildallee, który odegrał tak ważną rolę w wielu książkach Stefanie Zweig.

S. Asmus: Przeszliśmy razem przez mieszkanie i na strych, zaglądaliśmy w różne miejsca i znaleźliśmy bardzo ciekawe przedmioty. Niektóre z nich nie były tak daleko od Pańskiej cioci, nawet w biurku, w szufladzie, znaleźliśmy rzeczy, o których też Pan nie wiedział, bo nikt ich wcześniej nie wyciągał, a były naprawdę rzeczy, w przypadku których można łatwo uzasadnić, dlaczego znalazły się wśród tych kilku przedmiotów, które miała ze sobą przez całe życie.

J. Orth: Walter Zweig musiał się przemóc, aby wkrótce po odkryciu tych skarbów pozbyć się ich i przekazać je do Niemieckiego Archiwum Emigracyjnego. W końcu jednak doszedł do przekonania, że spuścizna ciotki znajdzie tutaj najlepsze miejsce.

W. Zweig: Po raz pierwszy pomyślałem, że są to rzeczy, które moja rodzina przechowuje od pokoleń, a ja nie mogę po prostu powiedzieć "Tak, ok, weźcie to wszystko!", ale po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, tak sobie pomyślałem, że nigdzie indziej nie jest to tak dobrze przechowywane jak tutaj, bo naprawdę ludzie, którzy się tym interesują, mają możliwość dostępu do tego na zawsze, a załóżmy najgorszy scenariusz, że zrobiłbym dokładnie to samo, co moja ciotka, mianowicie schował gdzieś to wszystko, a za trzydzieści, czterdzieści lat, gdyby mi się coś stało, ktoś przyszedłby, odkurzył strych i być może to wszystko wyrzucił, i byłoby tego szkoda. Pomyślałem więc, że najbezpieczniejszym i najlepszym sposobem będzie zakonserwowanie tego, a ostatecznie bardzo ważną rolę odegrało to, że jak to czułem, moja ciotka czułaby się tym bardzo zaszczycona.

Źródła informacji

  • S. Asmus, „Mut ist im Leben viel wichtiger als Schokolade“, Dialog mit Bibliotheken 2017/2, s. 37–39: https://d-nb.info/1140653369/34
  • M. Bauer, Auf Spurensuche jüdischen Lebens in Frankfurt – damals und heute. Ein Interview mit der jüdischen Schriftstellerin Stefanie Zweig (w:) Schule mit Courage – Rechtsextremismus als pädagogische Herausforderung, Frankfurt am Main, 2010, s. 74–77: https://kultusministerium.hessen.de/sites/default/files/media/hkm/schule_mit_courage.pdf
  • Between Life and Death (Europejska Sieć Pamięć i Solidarność): https://enrs.eu/uploads/media/5e79cd096fa34-life-and-death-2020.pdf
  • J. Carlebach, The Jews of Nairobi, 1903–1962 (5664–5722), Nairobi 1962.  https://ufdc.ufl.edu/AA00004166/00001
  • J. Delowicz, Gmina wyznania mojżeszowego w Żorach 1511–1940. Z badań nad historią miasta, Żory 2018.
  • C. Salvadori, Glimpses of the Jews of Kenya, 2004 – fragment: http://www.europeansineastafrica.co.uk/_site/custom/database/default.asp?a=viewIndividual&pid=2&person=22836
  • S. Zweig, Irgendwo in Deutschland, …
  • S. Zweig, Nigdzie w Afryce, przeł. Tomasz Dziedziczak, Warszawa 2004.
  • S. Zweig, Nirgendwo war Heimat, München 2014.
  • Stefanie Zweig im Gespräch mit Arndt Wittenberg (2008): https://www.br.de/fernsehen/ard-alpha/sendungen/alpha-forum/stefanie-zweig-gespraech100.html

Frankfurter Neue Presse:

  • 12.10.2005;
  • 19.09.2007;
  • 28.06.2008;
  • 12.11.2008;
  • 23.01.2009;
  • 26.03.2009;
  • 19.09.2012.
  • http://www.europeansineastafrica.co.uk/_site/custom/database/default.asp?a=viewIndividual&pid=2&person=22836
  • http://www.knerger.de/html/zweigsteschriftsteller_116.html
  • https://blog.muenchner-stadtbibliothek.de/autorin-stefanie-zweig-femaleheritage/
  • https://dbs.anumuseum.org.il/skn/en/c6/e258070/Place/Kenya
  • https://de.wikipedia.org/wiki/Stefanie_Zweig
  • https://en.wikipedia.org/wiki/Fairmont_The_Norfolk_Hotel
  • https://exilarchiv.dnb.de/DEA/Web/DE/Navigation/LaenderDesExils/Kenia/kenia.html
  • https://exilarchiv.dnb.de/DEA/Web/DE/Navigation/MenschenImExil/zweig-stefanie/zweig-stefanie.html
  • https://nairobisynagogue.org/about-2/about/
  • https://pl.wikipedia.org/wiki/Reichsfluchtsteuer
  • https://pl.wikipedia.org/wiki/Stefanie_Zweig
  • https://pl.wikiqube.net/wiki/Stefanie_Zweig
  • https://www.afrikaroman.de/?s=zweig
  • https://www.afrikaroman.de/autor/stefanie-zweig/
  • https://www.annefrank.org/en/anne-frank/go-in-depth/impossibilities-escaping-1933-1942/
  • https://www.bild.de/regional/frankfurt/frankfurt-am-main/ich-habe-die-grosse-liebe-meines-lebens-verloren-29402330.bild.html
  • https://www.bild.de/regional/frankfurt/schriftstellerin/stefanie-zweig-traeumt-vom-nobelpreis-26262932.bild.html
  • https://www.bild.de/regional/frankfurt/trauerfeier/fuer-autorin-stefanie-zweig-35754266.bild.html
  • https://blog.muenchner-stadtbibliothek.de/autorin-stefanie-zweig-femaleheritage/
  • https://www.faz.net/aktuell/rhein-main/stefanie-zweig-im-portraet-noch-einmal-zurueck-nach-afrika-11891558.html?printPagedArticle=true#pageIndex_3
  • https://www.fr.de/frankfurt/caroline-link-per31489/diesseits-afrika-11348365.html
  • https://www.fr.de/frankfurt/cdu-org26591/vertreibung-endet-10997214.html
  • https://www.hr-inforadio.de/podcast/wissen/das-deutsche-exilarchiv-in-frankfurt,podcast-episode-30222.html
  • https://www.jmberlin.de/exil/index.html
  • https://www.jmberlin.de/katalog-heimat-und-exil
  • https://www.juedische-allgemeine.de/kultur/mit-dem-koffer-in-die-freiheit/
  • https://www.lbi.org/de/events/world-aufbau/
  • https://www.penguinrandomhouse.de/Autor/Stefanie_Zweig/p56197.rhd
  • https://www.pnp.de/nachrichten/panorama/Afrika-war-Teil-von-ihr-Stefanie-Zweig-ist-tot-1280555.html
  • https://www.top-magazin-frankfurt.de/redaktion/panorama/stefanie-zweig-familie-liebe/
  • https://www.welt.de/regionales/frankfurt/article127370977/Afrika-war-Teil-von-ihr-aber-nicht-alles.html

Krótkie, nieopisane cytaty w tekście pochodzą z książek Stefanie Zweig: Nigdzie w Afryce, Nirgendwo war Heimat i Irgendwo in Deutschland.

Autorzy i autorki dołożyli wszelkich starań, by odnaleźć wszystkich właścicieli i dysponentów praw autorskich do prezentowanych materiałów ikonograficznych. Nie zawsze było to możliwe. W przypadku ewentualnych niejasności zapewniamy, że prawa właścicieli będą respektowane. Wszystkim już teraz wyrażamy wdzięczność za zamieszczenie ich utworów na wystawie.



Zgodnie z art. 173 ustawy Prawa Telekomunikacyjnego informujemy, że kontynuując przeglądanie tej strony wyrażasz zgodę na zapisywanie na Twoim komputerze tzw. plików cookies. Ciasteczka pozwalają nam na gromadzenie informacji dotyczących statystyk oglądalności strony. Jeżeli nie wyrażasz zgody na zapisywanie ich zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.